Balladyna zasługuje na rewizję. Zasługuje na spojrzenie poza sztampą. Umęczona w lekturze, zastygła w interpretacjach, zasługuje, by do niej powrócić. Raz jeszcze zajrzeć do domu wdowy i jej córek. Zobaczyć emocje drzemiące w sercach dziewcząt i pragnienia, które nimi kierują. W świecie, w którym jedyną szansą kobiety na szczęście i wolność jest dobre zamążpójście, ceną stanie się przelana krew. Krew, która zamiast bezpieczeństwa, przyniesie zniewolenie i strach. Lecz dramat Słowackiego to nie historia o bezsensownym mordowaniu, ale o makabrycznej samorealizacji. Czy Balladyna musi zabijać? Oczywiście, że nie, ale jeśli chce władzy, nie ma wyjścia. Ceną za równość i prawo do noszenia korony będzie znamię zbrodni. By osiągnąć swój cel, musi zaprzeczyć przeznaczonej jej roli i spróbować oszukać los...
Kiedy Słowacki napisał Balladynę i zadedykował ją Zygmuntowi Krasińskiemu, z pewnością nie przypuszczał, że jego tragedia stanie się tak ważna dla polskiego teatru. Że na jej podstawie powstanie opera Goplana, słynny spektakl Adama Hanuszkiewicza, baśniowa Balladyna Jarosława Kiliana, film Dariusza Zawiślaka, audiobook, a nawet komiks. Interpretacje Balladyny bywają baśniowe i patetyczne, ludyczne i szekspirowskie, zawsze jednak pytają o kondycję człowieka i sens dążenia do władzy. Inscenizacja Tomasza Podsiadłego odchodzi od baśniowego charakteru dramatu, kierując się w stronę skomplikowanych relacji międzyludzkich. Odrzucenie fantazji pozwala skupić uwagę na głównej bohaterce i ukazać jej wewnętrzny świat. Spektakl, wskazując odmienne od tradycyjnych ścieżki interpretacji, ma prowokować do dyskusji. Ma przekonać nas, widzów, do spojrzenia na romantyczne teksty raz jeszcze, zapominając o kanonie lektur.